niedziela, 31 października 2010

Co IPN Rzeszów powinien robić, a nie robi. Dleczego ?

Ukraińcy oklaskują Kunerta
Data publikacji: 09-17-2010 @ 4:34 am
Ewa Siemaszko: Żadne ukraińskie upamiętnienie nie powinno zaistnieć dopóty, dopóki IPN Rzeszów nie sprawdzi tego, co Związek Ukraińców w Polsce podsuwa Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
W najnowszym numerze “Naszego Słowa” dotowanego przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, pisma mniejszości ukraińskiej w Polsce, szargana jest pamięć poległego w katastrofie pod Smoleńskiem Andrzeja Przewoźnika, sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Ministrowi czyni się zarzut z tego, jakoby “nie uważał za stosowne rozwiązać problemu pamięci i formy dialogu z polskimi obywatelami ukraińskiej narodowości – z powodu, że są Ukraińcami”. Za to nowy sekretarz Rady obsypywany jest pochwałami za “obywatelską postawę”. Powód? Andrzej Kunert – jak przedstawia to ten sam periodyk – “pokazał etatowym pracownikom rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, jak trzeba ustosunkować się do pamięci Ukraińców – obywateli Polski”. Pracownicy IPN alarmują, że wbrew dotychczasowej praktyce szef ROPWiM nie zasięgnął opinii Instytutu w sprawie ukraińskiego pomnika, na którym widnieją nazwiska upowców.
Po tragicznej śmierci ministra Andrzeja Przewoźnika w katastrofie rządowego samolotu Związek Ukraińców w Polsce zaczyna coraz głośniej domagać się upamiętnienia bojowników UPA, którzy brali udział w mordowaniu Polaków. Według ekspertów, Ukraińcy chcą sobie podporządkować ministra Andrzeja Kunerta, nowego szefa ROPWiM. Tymczasem jego decyzje budzą coraz większe kontrowersje wśród historyków, w tym pracowników Instytutu Pamięci Narodowej.
Związek Ukraińców liczy na zmianę stosunku Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która do tej pory traktowała ich postulaty ze zrozumiałą rezerwą.
Właśnie ukazał się najnowszy numer ukraińskiego “Naszego Słowa”, w którym zarzuca się ministrowi Przewoźnikowi, którego również za życia brutalnie atakowano, że “nie uważał za stosowne rozwiązać problemu pamięci i formy dialogu z polskimi obywatelami ukraińskiej narodowości – z powodu, że są Ukraińcami”.
Ukraińcy wiele sobie obiecują po nowym sekretarzu Rady Andrzeju Kunercie. Jasno wykładają mu swoje żądania. Świadczą o tym słowa Marii Tućki, przewodniczącej zarządu przemyskiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce, która relacjonując spotkanie z ministrem Kunertem w Rzeszowie, na łamach tej gazety wyraża nadzieję, że będzie ono zapowiadać “odpowiednie uszanowanie (…) żołnierzy UPA” przez urząd pod jego kierownictwem. To samo ma dotyczyć “10 tysięcy ofiar, głównie cywilnych”, które według Tućki zginęły “w rezultacie antyukraińskich operacji i masowych zabójstw na tzw. Zakerzonii w latach 1943-1947″.
Zrównał UPA z AK
Oburzenia wypowiedzią nie kryje Ewa Siemaszko, badacz zbrodni nacjonalistów ukraińskich na Kresach II Rzeczypospolitej. – Jestem zdumiona liczbą 10 tys. domniemanych ofiar ukraińskich. Nie wiem, skąd ona się wzięła. Jeśli chodzi o sposób dokumentowania tych ofiar przez tutejszych dokumentalistów ukraińskich, to budzi on wiele wątpliwości. Przykładem niech będą ofiary w Piskorowicach. Na liście ofiar, jak udało się ustalić oddziałowi IPN w Rzeszowie, znalazły się osoby zmarłe z zupełnie innych powodów, aniżeli twierdził Związek Ukraińców w Polsce – ujawnia Ewa Siemaszko. Jak zaznacza, wszystkie upamiętnienia ukraińskie powinny zostać poddane wnikliwej procedurze weryfikacyjnej, co zresztą oddział IPN w Rzeszowie konsekwentnie czyni. – Żadne upamiętnienie nie powinno zaistnieć dopóty, dopóki IPN Rzeszów nie sprawdzi tego, co Związek Ukraińców w Polsce podsuwa Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa – dodaje współautorka monumentalnej pracy “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945″.
Wspomniane spotkanie przedstawicieli przemyskiego i sanockiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce z dr. Andrzejem Kunertem w Rzeszowie dało im podstawę do wysuwania roszczeń w sprawie upamiętnień Ukraińców poległych na terenie naszego kraju.
– Zmroziło mnie to, co minister Kunert powiedział w Rzeszowie podczas spotkania z przedstawicielami Związku Ukraińców w Polsce. Stawiał jakby na jednej płaszczyźnie stan prawny UPA i Armii Krajowej, twierdząc, że Armia Krajowa była też “nielegalna” – relacjonuje zszokowany taką postawą dr Krzysztof Kaczmarski, naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowego w Rzeszowie.
Pomnik z nazwiskami upowców
Jako przykład polityki ministra Kunerta naczelnik z IPN podaje fakt odsłonięcia pomnika w Gorajcu w powiecie lubaczowskim. Obok nazwisk cywilów rozstrzelanych 6 kwietnia 1945 r. przez batalion operacyjny Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego znalazło się na nim kilka nazwisk działaczy banderowskich, którzy pacyfikowali okoliczne wsie. – W lutym tego roku minister Przewoźnik wysłał do nas pismo w sprawie tego ukraińskiego upamiętnienia w Gorajcu. Taka jest procedura prawna, że w momencie gdy Ukraińcy wypiszą sobie litanię nazwisk osób, które chcą upamiętnić, IPN musi zweryfikować, czy faktycznie te osoby, które miały rzekomo zginąć z rąk polskich, zostały zabite i czy nie ma wśród nich bandytów z UPA czy z SS Galizien – tłumaczy dr Kaczmarski. I tym razem, na prośbę ministra Przewoźnika, taka procedura została wszczęta. Jednak Andrzej Kunert jako nowy sekretarz generalny ROPWiM nie zwrócił się już w tej sprawie do przedstawicieli IPN w Rzeszowie, a pomnik, na którym wśród innych nazwisk Ukraińców widnieją nazwiska upowców, został z pompą odsłonięty 21 sierpnia.
– Nie skończyliśmy kwerendy w tej sprawie. Opinia IPN nie została wzięta pod uwagę. Odpowiedzialność więc za to upamiętnienie Ukraińców w Gorajcu biorą na siebie tylko i wyłącznie ROPWiM i pan Kunert – podkreśla Krzysztof Kaczmarski.
Ukraińskie “Nasze Słowo” Kunerta za to chwali. Bo “(…) pokazał etatowym pracownikom rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, jak trzeba ustosunkować się do pamięci Ukraińców – obywateli Polski, być może dlatego, że ci pracownicy kierują się politycznymi i nacjonalistycznymi zasadami, którym daleko do obywatelskiej postawy Kunerta”.
Minister Kunert zapytany przez “Nasz Dziennik” przyznaje, że w trakcie prac nad upamiętnieniem tego miejsca cztery nazwiska wzbudziły zastrzeżenia Rady i zwróciła się ona o ich wykasowanie. Jednak ma wątpliwości, czy w taki sam sposób trzeba postąpić z kolejnymi czterema, co do których już po odsłonięciu pomnika również pojawiły się poważne zastrzeżenia. – Na pomniku w Gorajcu jest w sumie dwieście nazwisk. Uczciwie i lojalnie mówię, że otrzymaliśmy w tej chwili protest dotyczący czterech osób, czterech nazwisk. Jeżeli będę miał stuprocentową pewność, że zastrzeżenia są słuszne, to wtedy będziemy się nad wykasowaniem tych nazwisk głęboko zastanawiali. Jak na razie są rozbieżne zdania w tej sprawie – kwituje minister.
Ewa Siemaszko nie ma wątpliwości, że ROPWiM nie może poddawać się naciskom nacjonalistów ukraińskich. – Polityka ministra Kunerta jest wysoce niepokojąca, bo wskazuje na jakiś szczególny szacunek dla katów, przewyższający szacunek dla ofiar, z czym trudno się pogodzić i to zaakceptować – mówi. – Minister Przewoźnik nie dopuszczał do tzw. chwały OUN-UPA na inskrypcjach ukraińskich w Polsce, bo ci Ukraińcy występowali przeciwko ludności polskiej i państwu polskiemu. Obawiam się, że ta praktyka zostanie zaniechana – dodaje Siemaszko.
Rozmowy o UPA
Minister Kunert tłumaczy się, że w trakcie spotkania z Ukraińcami w Rzeszowie obecni byli również przedstawiciele innych narodowości, więc adresował swoje słowa do wszystkich, nie tylko do Ukraińców. – Mówiłem o naszym stosunku do mniejszości w kontekście upamiętnień. Zgodnie z obowiązującym porządkiem prawnym w Rzeczypospolitej i zgodnie z przepisami, które nas obowiązują, jestem zdania, że każdej ofierze cywilnej i żołnierzom armii regularnych różnych narodowości należy się miejsce pochówku – podkreśla. I zapowiada, że chociaż podczas spotkania w Rzeszowie nie został poruszony temat upamiętnień bojowników UPA, dyskusje na ten temat będą.
- Rozmów na temat ewentualnych upamiętnień żołnierzy UPA jeszcze nie było, jest to ogromny problem, który będzie bardzo trudny do rozstrzygnięcia. Ale ani ja, ani nikt inny w imieniu ROPWiM nie podjął w tej sprawie jakichś daleko idących decyzji czy zobowiązań. Temat jest do dyskusji. Rozmowy z całą pewnością będą trudne – podkreśla Kunert.
Minister deklaruje, że zawsze stara się mówić w sposób odpowiedzialny i w ten sposób rozmawia z Ukraińcami, jak również z przedstawicielami innych mniejszości narodowych w Polsce, np. Ormianami, Tatarami czy Romami.
A gdzie polskie upamiętnienia?
Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie zaapelowało do premiera Donalda Tuska o dymisję Andrzeja Kunerta po tym, jak w Ossowie stanął za jego przyzwoleniem pomnik czerwonoarmistów, który – gdyby nie protesty w tej sprawie – zostałby odsłonięty w rocznicę Cudu nad Wisłą.
POKiN zwraca też uwagę na fakt, że Rosjanie i Ukraińcy nie dbają o polskie groby na swoim terenie, tak jak my dbamy o mogiły ich żołnierzy. Podkreśla, że nasze cmentarze są budowane i remontowane wyłącznie za polskie pieniądze, a gdy ich nie ma, popadają w ruinę. Na brak równowagi pomiędzy upamiętnieniami polskimi na Ukrainie a upamiętnieniami ukraińskimi w Polsce zwraca uwagę również Ewa Siemaszko.
- Na terenach Kresów Wschodnich, jak podkreślał wielokrotnie śp. minister Przewoźnik, jest co najmniej około tysiąca miejsc do upamiętnienia, gdzie znajdują się szczątki ofiar, które poniosły śmierć z rąk nacjonalistów ukraińskich. Strona polska, niestety, nie umie wyegzekwować należnych nam upamiętnień. Mało tego – nawet to, co chcemy zrobić własnymi rękami i za własne pieniądze państwa polskiego, też jest tam hamowane – zauważa Siemaszko. Na Ukrainie jest szereg zbiorowych mogił, które powinny być odkryte, a szczątki ofiar powinny znaleźć się na cmentarzu odpowiednio oznakowanym przynajmniej tablicami pamięci. Od wielu lat nie ma jednak zgody na ekshumacje.
Jak zatem rozumieć politykę ministra Kunerta, który mówi o “stawaniu na głowie, żeby zrozumieć argumenty ukraińskiej mniejszości w Polsce”, “minimalizowaniu pola konfliktów”, “zmianie kierunku myślenia i działalności” czy “pamiętaniu o wszystkich obywatelach państwa, w tej liczbie o bojownikach”. Ostatnie sformułowanie szefa ROPWiM Stepan Bodnar, członek zarządu przemyskiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce, rozumie jednoznacznie. W “Naszym Słowie” oświadcza, że jest dla niego oczywiste, że chodzi tu “o wojaków UPA”.
Do kwestii zaognienia nastrojów i presji ze strony Ukraińców nie chciała się odnieść Małgorzata Woźniak, rzecznik MSWiA, które dotuje tygodnik mniejszości ukraińskiej “Nasze Słowo”. – Nie udzielam żadnej informacji – kwituje.

Piotr Czartoryski-Sziler

Article printed from Bibula – pismo niezalezne: http://www.bibula.com
URL to article: http://www.bibula.com/?p=26724

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz