wtorek, 27 grudnia 2011

Pismo do Burmistrza Miasta Jarosławia.


Do informacji podanej wczesniej na blogu, dotyczacej Referatu Bezpieczeństwa Publicznego przy Radzie Powiatowej w Jarosławiu, przedstawiam pismo jakie skierowałem do Burmistrza Miasta Jarosławia.           

                                                            Rzeszów, 15.02.2011 r.


                                                   Szanowny Pan
                                                   Mgr Andrzej Wyczawski
                                                   Burmistrz Miasta Jarosławia
                                                   Rynek 1; 37 – 500 Jarosław

                  Szanowny Panie Burmistrzu.

      Od czasu gdy pracowałem przez dwa lata w Jarosławiu, minęło już 63 lata.
22 tysięczny Jarosław, pomimo zniszczeń wojennych, był w tych latach drugim co do wielkości miastem w województwie i znaczącym ośrodkiem administracyjnym.

      Swoją pamięcią często wracam do młodych lat pobytu w Jarosławiu. Pomimo istniejących zagrożeń i burzliwego okresu, zachowałem w pamięci życzliwy stosunek do mnie mieszkańców miasta Jarosławia i ówczesnych władz, z którymi na co dzień pracowałem. Te wspomnienia naprowadziły też  mnie na stronę internetową Urzędu Miasta Jarosławia.

      Rzecz zrozumiała dla mnie, że po tylu nieprzyjaznych i nieprawdziwych publikacjach w prasie po 1990 r./Nowiny, Super Nowości/ na temat organów bezpieczeństwa, nie oczekiwałem , że na stronie UM Jarosławia  znajdę pozytywną lub obiektywną  wzmiankę o PUBP w Jarosławiu. Nie spodziewałem się jednak przedstawienia jako faktów spraw, które nie miały miejsca. Aresztowań członków AK w Jarosławiu w 1944-1945 r. dokonało NKWD na podstawie zeznań jednego z członków AK z Jarosławia i z tymi działaniami Urząd Bezpieczeństwa w Jarosławiu nie miał nic wspólnego. Nie można więc mieszać roku 1944 z latami 1946 – 1948 .

     Miejsca tragiczne i godne uwagi należy upamiętniać dla potomnych i to jest zrozumiałe, ale historia minionego okresu nie może być dopasowywana do dzisiejszych , politycznych potrzeb, bowiem nie służy poznaniu prawdy a jej wypaczaniu.

      W załączonej informacji , którą Panu przesyłam, opisałem stan faktyczny, gdyż byłem bezpośrednim uczestnikiem wydarzeń tego okresu. Dzisiejsi historycy i amatorzy, grzebiący w zakurzonych archiwach, nie znając z autopsji tych spraw,  popełniają poważne błędy, a przy nieobiektywnej ocenie wydarzeń, fałszują historię.

      Pan dr Z. Nawrocki w swojej książce, o której mowa jest w informacji, też popełnił poważny błąd pisząc, że  5 stycznia 1947 r. PUBP w Jarosławiu rozwiązał PSL w powiecie jarosławskim. Takiej samowoli nie było i nie mogło być. Decyzja zapadła na szczeblu centralnych władz, a zatrzymania osób i rewizję przeprowadziły grupy operacyjne  skierowane bezpośrednio z Rzeszowa i wszystkich zatrzymanych tam zabrano. Urząd w Jarosławiu nie dysponował takimi siłami i środkami by samodzielnie mógł taką akcję przeprowadzić.           W Jarosławiu zatrzymano natomiast dyrektora Banku Spółdzielczego pana Machalicę i mgr Gdulę, których znałem i po dwóch godzinach zwolniłem ich na własną odpowiedzialność. Z wdzięczności pan Machalica na czas wyborów oddał mi do dyspozycji swój Chevrolet wraz ze wspaniałym kierowcą, który – jeżeli jeszcze żyje – może to poświadczyć.

       W czasie mojego pobytu w Jarosławiu Urząd, którym kierowałem i pracownicy, nie popełnili żadnych wykroczeń wbrew obowiązującemu prawu. Na odprawach wojewódzkich szefów PUBP w Rzeszowie, zawsze  byłem przedstawiany - jako wzór -  dobrej współpracy z władzami administracyjnymi miasta, powiatu, dowódcami 26 pp i 40 PAL, współdziałaniem z Komendą Powiatową MO i posterunkami Milicji Obywatelskiej w terenie.

     Informując  o powyższym Pana, będę wdzięczny za zapoznanie  z moimi uwagami środowisk kombatanckich w Jarosławiu i radnych Miejskiej Rady w Jarosławiu.

                                                                      Z poważaniem

                                                                        
                                                                  Mjr Łukasz Kuźmicz


Załączników: 1/ 16 ark.

czwartek, 1 grudnia 2011

DO PRZYJACIÓŁ KRESOWIAN, INTERNATÓW I ZNAJOMYCH

 Szanowni Państwo.
     Oskarżony zostałem przez prokuratora Mirosława Puzanowskiego z Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie (sprawa S22/10/Zk) o to, że w okresie od 11 maja 1946 r. do 01 marca 1948 r., będąc funkcjonariuszem państwa komunistycznego, dopuściłem się podczas i w związku z urzędowaniem 197 zbrodni komunistycznych będących jednocześnie zbrodniami przeciwko ludzkości, chociaż w tych zbrodniach i ludobójstwie, nie ma ani jednego trupa. Chodzi tu o okres, gdy pracując w organach bezpieczeństwa, pełniłem funkcję szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Jarosławiu.
     W związku z tym, że spawa ta została nagłośniona  w dzienniku NOWINY, pod anonimowym tytułem „Łukasz  K.”,  postanowiłem podać swoje imię i nazwisko do publicznej wiadomości i wyjaśnić w olbrzymim skrócie całą sprawę, o co tu chodzi. Nie ma jeszcze procesu sądowego i wyroku, ale IPN wraz z NOWINAMI już wydały wyrok, że jestem zbrodniarzem i ludobójcą, jakiego do tej pory w Polsce nie było.
Szanowni Państwo.
     Jestem Kresowianinem z Wołynia, gdzie przeżyłem wraz z rodziną całą gehennę zbrodniczej działalności OUN - UPA. Spalony dom, śmierć jedenaście osób z rodziny brata dziadka, tułaczka całej rodziny po przygodnych kątach, a potem moja zimą 1943/1944 z bronią w ręku w lasach Zamłyńskich n/Bugiem w Oddziale Samoobrony. Po powrocie na rodzinne zgliszcza, z donosu OUN do gestapo (gdy zobaczyli, że jeszcze żyjemy), aresztowany zostałem przez gestapo i osadzony w Lubomlu wraz z ojcem Stanisławem, bratem ojca Antonim i jego zięciem Mikołajem. Zostaliśmy zwolnieni tydzień przed nadejściem fontu.
Po wyzwoleniu tych terenów od hitlerowców, powołany zostałem do „Istriebitielnego batalionu”  wraz ze swoim kuzynem i 12 Ukraińcami z naszej wsi, do ochrony ludności przed UPA. Po dwóch miesiącach, gdy w Łucku na Wołyniu, sformowano z reszty żyjących Polaków (partyzantów, żołnierzy samoobrony) batalion Wojska Polskiego, skierowany zostałem do tego batalionu. Wraz z nim przybyłem do Rzeszowa. Tu przy ulicy Lwowskiej formowała się 10 dywizja 2 Armii Wojska Polskiego. Wcielony zostałem do plutonu żandarmerii 2 zapasowego pułku piechoty, przechodząc intensywne szkolenie i musztrę w terenie. Ochranialiśmy również jedyny drewniany  most na ul. Lwowskiej i patrolowaliśmy ulice.
28 października z pola ćwiczeń na Drabiniance, nasz  pluton w liczbie 25 żołnierzy wezwany został do koszar, gdzie oświadczono nam, że skierowani  będziemy do Resortu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie. W wojsku żołnierz służby nie wybiera i każdy z nas odpowiadał, że „Jestem  żołnierzem i tam gdzie będę skierowany, będę służył Ojczyźnie”.
Przez miesiąc czasu zakwaterowani byliśmy w gmachu przy ul. Jagiellońskiej 17 i pełniliśmy wartę, gdyż byliśmy jedyną grupą umundurowaną w mundury wojskowe. Potem rozdzielono nas po wydziałach. Mając ładny charakter pisma oraz biegłą znajomość języka rosyjskiego, otrzymałem funkcję sekretarza Wydziału I. Tłumaczyłem pracownikom zaświadczenia (obok polskiego na rosyjski) służące za dokument kim są, na wypadek kontroli  przez patrole wojskowe, gdyż duża część pracowników była w ubraniach cywilnych.
     W połowie 1945 r. skierowany zostałem do pracy w PUBP w Przemyślu na stanowisko zastępcy szefa Urzędu. Znałem biegle w mowie i piśmie język i rosyjski i ukraiński, a tam znajomość tych języków była niezbędna. Przemyśl liczył wówczas  40 tys. mieszkańców.  Stacjonowała tu 9 Drezdeńska Dywizja Piechoty 2 Armii WP, była repatriacja ludności  Polaków ze Stanisławowa, Tarnopola i  Lwowa do Polski, a Ukraińców na teren Ukrainy. Był duży ruch graniczny, przede wszystkim kolejowy i przemarsz frontowych wojsk ZSRR do Lwowa. W terenie duże zgrupowanie oddziałów AK z terenów Lwowa  okolic, a rejon wschodni powiatu całkowicie opanowany przez UPA.  Wraz z Szefem nie zrobiliśmy żadnego nierozsądnego kroku w stosunku do polskich oddziałów partyzanckich AK, jak i do dużego zgrupowania oddziałów BCh, którym dowodził Roman Kisiel i wyprowadziliśmy jego zgrupowanie z lasu w drodze pertraktacji, a nie siły.
Z dniem 11 maja 1946 r. skierowany zostałem do PUBP w Jarosławiu, na stanowisko  szefa tego Urzędu, również z tego powodu, że znałem dobrze język ukraiński, a tam też  część powiatu położona po wschodniej stronie Sanu, opanowana była przez sotnie UPA:  „Kruka”,  Kalinowicza”,  „Bryla”, „Tuczy”  i  „Szuma”  z kurenia  Iwana Szpontaka ps. „Żeleźniak”.
Był to okres przed Referendum, które odbyło się 30 czerwca 1946 r. Należało wraz z 26 pp, 40 PAL, stacjonującymi w Jarosławiu i Milicją Obywatelską, zabezpieczyć teren i lokale wyborcze. Musiałem wraz komendantem KP MO chor. Józefem Pileckim odwiedzić wszystkie posterunki MO w 11 gminach i lokale wyborcze. Sprawami wewnętrznymi Urzędu, zgodnie z podziałem pracy kierował mój zastępca ppor. Józef Warchoł, a po jego odejściu Ryszard Młynarski.
W niedługim czasie, bo 19 stycznia 1947 r. odbyły się wybory do Sejmu RP. Podobnie jak w czasie Referendum, należało zabezpieczyć teren, rozlokować wraz z wojskiem grupy ochronne i dokonywać kontroli stanu zabezpieczenia. Od dowódcy 40 PAL miałem upoważnienie do kontroli wszystkich grup wojskowych w terenie, a z komendantem KP MO kontrolowałem wszystkie posterunki MO w terenie.
Przed wyborami , 07 stycznia 1947 r. doszło do zawieszenia działalności PSL w powiecie jarosławskim. Nie będę tej sprawy opisywał, gdyż wyjaśniłem wszystko na swoim blogu „lukaszkuzmicz.blogspot.com” - Fałszerstwa  IPN. Nie ja zawieszałem działalność  PSL w powiecie, bo nie miałem takich uprawnień. Decyzja zapadła na szczeblu KC PPR i MBP w Warszawie, a wykonawcą całej akcji był WUBP w Rzeszowie i wszystkich zatrzymanych zabrano do Rzeszowa. Te wszystkie działania, zatrzymanie osób i ich więzienie, prok. Mirosław Puzanowski przypisał teraz mnie, a jest to fałsz i nieprawda.
Po wyborach, Sejm RP 22 lutego 1947 r. ogłosił amnestię, która trwała do 28 kwietnia 1947 r. Wszyscy pracownicy operacyjni byli zajęci amnestią. Sprawę tą omówiłem osobiście na sesji sołtysów i wójtów w Starostwie Powiatowym i wręczono wszystkim plakaty ogłoszeniowe o amnestii, do rozklejenia w ternie, podpisane  moim imieniem i nazwiskiem. W  powiecie jarosławskim skorzystało z amnestii 308 osób. Należało więc przyjąć od wszystkich pisemne oświadczenia i ewentualnie broń od osób, które ją zdawały. Każdemu trzeba było wydać też zaświadczenie o ujawnieniu się.
Zanim skończyła się amnestia, 28 marca 1947 r. zginął w Baligrodzie od kul UPA gen. Karol Świerczewski. Wówczas z polecenia szefa WUBP w Rzeszowie płk Teodora Dudy, Urząd w Jarosławiu zdałem protokołem  por. Włodzimierzowi  Owsiejczykowi, a ja zostałem odkomenderowany do zajęcia się sprawami operacji wojskowej „Wisła” na terenie powiatu jarosławskiego, wraz z dowódcami 26 pp i 40 PAL w Jarosławiu. Pracą PUBP w Jarosławiu do 31 lipca 1947r. kierował por W. Owsiejczyk.
Z podziemiem polskim nikt wówczas nie walczył, gdyż jego działalność nie była znana organom bezpieczeństwa. Pisze o tym wyraźnie dr Zbigniew Nawrocki, były szef  Wydziału „A”  UOP w Rzeszowie, w swojej książce „Zamiast wolności UB na Rzeszowszczyźnie 1944-1949”, str. 143-144:
„Inwigilacji, rozpracowaniu agenturalnemu i operacjom pacyfikacyjnym podlegały dotychczas jedynie grupy po akowskie  „dzikie” i endeckie, kontynuujące przeważnie swa walkę w oparciu o struktury i składy osobowe z czasu okupacji niemieckiej, częściowo rozpoznane już i zlikwidowane przez UB. Głęboko zakonspirowany Rzeszowski Wydział „W i N „ pozostawał w dalszym ciągu nienaruszalny”. 
To prawda, ale w lipcu 1947 r. został on wykryty, nastąpiły w związku z tym aresztowania na terenie całego województwa. W Jarosławiu, WUBP w Rzeszowie dokonał pierwszych aresztowań 03.10.1947 r. Dla mnie to był  szok, gdyż do „W i N” należał mój oficer śledczy Jan Wawro, komendant Powiatowy MO chor. Józef Pilecki, kierownik Komisariatu KP MO  Michał Czarnecki, kierownik Referatu Śledczego KP MO Zygmunt Krzyżanowski  i Plęs Józef komendant Powiatowy ORMO. Z tymi ludźmi pracowałem codziennie więcej jak półtora roku i nie wiedziałem o ich przynależności do WiN. Z komendantem powiatowym MO, panem Józefem Pileckim jeździłem na wszystkie posterunki MO  w 11 gminach, razem zabezpieczaliśmy teren w czasie referendum i wyborów do Sejmu, współdziałaliśmy w okresie operacji wojskowej  „Wisła”, bawiliśmy się razem z jego żona i dziećmi na festynach i wypiliśmy nie jeden kieliszek wódki.    
Wszyscy oni, wraz z czołowym działaczem WiN Janem Prędkiewiczem,  zatrzymani zostali przez funkcjonariuszy WUBP w Rzeszowie i  tam osadzeni. Dalszy ciąg zatrzymań członków organizacji WiN następował w miarę wyników śledztwa i w niektórych czynnościach brali też udział funkcjonariusze PUBP w Jarosławiu. W całości śledztwo prowadził WUBP w Rzeszowie, a zatrzymani osadzeni byli do czasu rozprawy na Zamku -  więzieniu w Rzeszowie. Pan prok. Mirosław Puzanowski wszystkimi aresztowaniami  i więzieniem tych ludzi w PUBP w Jarosławiu obarczył mnie.
Pragnę również wyjaśnić Państwu, skąd się wzięły te 197 zbrodni komunistycznych, powiązanych z ludobójstwem?  Otóż po wydaniu ustawy o IPN, w latach 2001 – 2002 prok. Mirosław Puzanowski przesłuchał około 600 świadków w sprawie działalności PUBP w Jarosławiu, ale w ich zeznaniach nic nie było przeciwko mnie i nie robił w związku z tym aktu oskarżenia.
Przyczyną postawienia mi 197 zbrodni komunistycznych powiązanych z ludobójstwem teraz,  było to, że w 2006 roku wydałem książkę pt. ZBRODNIE BEZ KARY, w której opisałem część zbrodni OUN- UPA dokonanych na Wołyniu, a bardziej dokładnie ich zbrodnie popełnione na terenie południowo – wschodnich terenach Polski,  w jej obecnych granicach, i w  województwie rzeszowskim. Poddałem w niej ostrej krytyce dr Grzegorza Motykę, który pracując w IPN w Lublinie, wydał książkę „ Tak było w Bieszczadach”, fałszując fakty i zbrodnie UPA. W swojej książce „Zbrodnie bez kary” odniosłem się też krytycznie do konferencji „naukowych”, zorganizowanych przez IPN w Lublinie w dniach 24-25 maja 2001 r. nie w sprawie ewidentnych zbrodni  OUN – UPA na Wołyniu, a w sprawie „ omówienia antypolskiej akcji OUN- UPA na Wołyniu i Galicji Wschodniej w latach 1943 – 1944”. Takie same krytyczne uwagi napisałem o konferencji, zorganizowanej  18 kwietnia 2008 r. w Krasiczynie k/Przemyśla, przez IPN w Rzeszowie,  w sprawie „Krzywd doznanych przez Ukraińców  w ramach akcji „Wisła”.(Str.248-249). Po tej konferencji w Super Nowościach Nr 86(1382) z dnia 06 maja 2002 r. ukazał się wywiad z dr Janem Pisulińskim z IPN Rzeszów, w którym pomniejszał znaczenie i siły UPA, a przecież przed operacją  „Wisła” były one najsilniejsze, bowiem nikt ich wcześniej nie rozbił i takie twierdzenie poddałem w książce krytyce.
Prawda jest taka, że w Polsce, określanej  jako DEMOKRATYCZNEJ tylko od 1989 r., żadna hurtownia dystrybucji książek nie przyjęła mojej książki do księgarń, gdyż jej temat nie pasował do ślepej i kompromitującej Polskę  pro banderowskiej polityki  po  1989 roku. W tej sytuacji założyłem własną stronę internetową www.kuzmicz.pl , na której książka moja jest prezentowana.
Niezależnie od materiałów zawartych w książce, opublikowałem szereg artykułów w prasie centralnej i lokalnej o zbrodniczej działalności UPA i szpiegowskiej OUN na rzecz wywiadów CIA i  MI-6, po operacji  wojskowej „Wisła”. Opisywałem też obecną tajną działalność OUN na Ukrainie i w Polsce zgodnie z tajną  Uchwałą OUN z 22 czerwca 1990 r., którą również opublikowałem na swoim blogu „zbrodnieoun-upa.blogspot.com „.
Wraz z grupą Kresowian z Uniwersytetów i Stowarzyszeń Kresowych, podpisałem się pod listami otwartymi, opublikowanymi w Internecie, a skierowanymi do :
- 17.11.2009 r. abp Stanisława Dziwisza w sprawie  gloryfikacji popleczników UPA,
- 26.05.2010 r. Premiera  Donalda Tuska w sprawie gloryfikacji UPA i brak przeciw działań,
- 09.08.2010 r. Ministra Sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego w sprawie rehabilitacji OUN -UPA i brak przeciwdziałania rozpowszechniania haseł faszystowskich,
- 01.12.2010 r. Minister Edukacji Narodowej p. Katarzyny Hall w sprawie nauczania w gimnazjach naszej młodzieży  pro banderowskiej historii , zawartej w   „TEKACH EDUKACYJNYCH” opracowanych  i dostarczonych do szkół przez  dr.  Grzegorza Motykę – obecnego  członka Rady IPN w Warszawie,
- 04.08.2011 r. list indywidualny, opublikowany w Internecie , do posłów w sprawie planowanych  uroczystości z udziałem prezydentów Polski i Ukrainy w Ostrówkach na Wołyniu i w Sahryniu w powiecie hrubieszowskim w Polsce.
To ta właśnie książka, moje publikacje i czynne zaangażowanie wraz z grupą  Kresowian w dokumentowaniu  zbrodni OUN – UPA  i przeciwdziałanie ich zwolennikom w Polsce ,oraz krytyka polityki IPN w tych sprawach, a nie wydumane „zbrodnie komunistyczne”, stały się przyczyną uwikłania mnie w 197 zbrodni, których nie popełniłem.
Na swoim blogu napisałem  wyraźnie, że w IPN za czasów rządów Unii Wolności usadowiła się  grupa pro banderowska, która skazanych zbrodniarzy z UPA przez WSR za zbrodnie, zaliczyła do „OSÓB REPRESJONOWANYCH PZEZ  PRL ZE WZGLĘDÓW POLITYCZNYH” i wypisała na każdego KWESTIONARIUSZ OSOBY REPRESJONOWANEJ. Na tych kwestionariuszach są nazwiska oficerów UB, Prokuratorów, Sędziów   i Ławników, których teraz ta grupa pro banderowska w IPN ściga, zakłada sprawy i kieruje do Sądów. Tak jest  ze mną, nie jestem wyjątkiem.
W uzasadnieniu postanowienia o przedstawieniu zarzutów z dnia 20 lutego2008 r. (Sygn. akt S23/01/Zk), prokurator Mirosław Puzanowski powołał się na 108 świadków, którzy potwierdzają moje przestępstwa. W uzasadnieniu postanowienia o przedstawieniu zarzutów z dnia 21 kwietnia 2010 r. (Sygn. akt S22/10/Zk) podano nazwiska dalszych 75 świadków, którzy potwierdzają moje przestępstwa. (Razem 183 świadków).
Wobec tego, że tych osób nie znałem i nie były one zatrzymane przez PUBP w Jarosławiu w czasie mojego urzędowania, skierowałem do prokuratora Mirosława Puzanowskiego wnioski o konfrontacje ze 110 świadkami. Wszystkie moje wnioski zostały przez prokuratora Mirosława Puzanowkiego odrzucone. Nie będę ich opisywał (zamieszczone są na blogu „Fałszerstwa IPN”), a podam przykładowo postanowienie z dnia 03.11.2010 (S22/10/Zk) o oddaleniu moich 15 wniosków o konfrontację z pierwszymi 15 osobami. W uzasadnieniu o oddaleniu wniosków, prokurator Mirosław Puzanowski napisał:
„Należy podkreślić, że w części, o której pisze oskarżony nie zachodzi żadna sprzeczność między jego wyjaśnieniami, a zeznaniami  wspomnianych świadków. Osoby te nie były nigdy zatrzymywane przez funkcjonariuszy UB i nie były też przytrzymywane w areszcie PUBP w Jarosławiu. Podejrzanego nie są w stanie rozpoznać, bo go nie znają, nigdy nie miały z nim bezpośredniego kontaktu, (…) a poza tym okoliczności  te nie mają znaczenia dla rozstrzygania przedmiotowej sprawy”.
W tej sytuacji, mój syn, w oparciu o moje pełnomocnictwo, wystąpił 15 września 2011 r. do Prezesa IPN dr Łukasza Kamińskiego z wnioskiem o zbadanie nieprawidłowości działań przeciwko mnie przez prokuratora Mirosława Puzanowskiego. Do rozpatrzenia tej sprawy Prezes IPN w Warszawie wniosek syna przesłał  do IPN w Rzeszowie. Odpowiedzi udzielił pismem Nr Skw6/11 z dnia 28 października 201 r. bezpośredni przełożony prokuratora Mirosława Puzanowskiego Pan Grzegorz Milisiewicz, który stwierdził, że „ uznałem  Pana skargę z 15 września 2011 r. na czynności prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie  Pana Mirosława Puzanowskiego  za bezzasadną.” 
Nasuwa się w związku z tym pytanie, jaki jest sens włączać do sprawy zeznania 200 świadków, którzy obciążają mnie, a nie ma sensu konfrontacji z nimi, bo ich zeznania nic nie wnoszą do sprawy?
Otóż Szanowni Państwo, dla prokuratora Mirosława Puzanowskiego jest sens. Moja sprawa liczy 46 tomów, a każdy ma 200 stron. Zgromadzono tam materiały o tym, co działo się w całym powiecie jarosławskim od momentu jego wyzwolenia  w dniu 28 lipca 1944 r. do końca 1950 r. Włączono tam nazwiska osób z całego powiatu, jacy tylko za cokolwiek  byli zatrzymani. Te materiały nie wystarczały jednak do postawienia zarzutu zbrodni powiązanej z ludobójstwem. Prokurator Mirosław Puzanowski znalazł więc  polityczną grupę zatrzymanych  członków  PSL w czasie jego zawieszenia w dniu 07 stycznia 1947 r. Tworzy  więc z członków PSL  grupę polityczną, którą  ja w ramach czystek etnicznych chciałem zniszczyć i podciągnąć  ten czyn pod  artykuł II Konwencji ONZ o ludobójstwie. Prokuratorowi Mirosławowi Puzanowskiemu nie przeszkadza to, że artykuł II tej Konwencji i art. 3 ustawy o IPN, dotyczy takich czystek etnicznych jak w Kosowie, czy zagłada Żydów. ONZ nawet zbrodni Katyńskiej nie zakwalifikował do ludobójstwa!
Konwencja ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa z 09 grudnia 1948 r. (Dz. U. z 1952 r., nr 9, poz. 9 i nr 31, poz. 213), w Artykule II stanowi:
„W rozumieniu Konwencji niniejszej ludobójstwem jest którykolwiek z następujących czynów, dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowościowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich:
a)     zabójstwo członków grupy,
b)    spowodowanie poważnego uszkodzenie ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego członków grupy,
c)     rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia, obliczonych na spowodowani ich całkowitego zniszczenia fizycznego,
d)    stosowani środków ,które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy.
      Artykuł  3 Ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o IPN (Dz. U. 1998 nr 155,poz.1016) właśnie nawiązuje do tej Konwencji, ale jest ona stosowana przez IPN w Rzeszowie, nie według dokonanych czynów, a wybiórczo, według politycznych zapotrzebowań kierujących  IPN - em.
Z braku w tych zbrodniach i ludobójstwie chociażby jednego trupa, wymyślono różne tortury dokonywane rzekomo przez podległych mi pracowników, znanych i nieznanych z nazwisk. Nie ma też  znaczenia gdzie takie tortury były, dla prokuratora Mirosława ważne jest to, by przyczepić je mnie.
     Córka jednego z zatrzymanych tak zeznała:
„Gdy byłam dzieckiem ( urodz. w 1956 r.) i nie chciałyśmy jeść to, co mama podała, ojciec  mówił żebyśmy jedli, prawie się wściekał i mówił, „że gdy był w więzieniu we Wronkach, to musieli szczury smażyć i jeść, bo nic innego nie było”. Szczury w więzieniu może i były, ale w celach więziennych nie ma kuchni i naczyń do takich kuchennych czynności.  Takich zmyślonych zeznań jest dużo i chociaż z moją sprawą nie mają nic wspólnego, ale po przeczytaniu takich informacji, robią wrażenie, pobudzają nienawiść  i  powiększają  sprawę do 46 tomów.
Inny świadek przesłuchany w 2003 r. przez prokuratora Mirosława Puzanowskiego zeznał:
„ W 1944 r. gdy wracałem do Sieniawy ,zatrzymany zostałem przez Armię Czerwoną. Byłem  przez nich bity i osadzony w jakimś lochu, ale uciekłem. Latem 1945 r. zatrzymany zostałem w okolicy Tryńczy, powiat Przeworsk przez żołnierzy słabo mówiących po polsku. Zawieziono mnie do Przeworska. Byłem bity  do utraty przytomności, pod zarzutem przynależności do partyzantki. Bili mnie przez całą noc, aż do rana. Straciłem przytomność. Wyrzucili mnie wtedy na podwórze nieprzytomnego, oblali wodą i tak zostawili. Nie wykluczam, że byli to funkcjonariusze UB.”
Być może, że tak gdzieś było, tylko dlaczego ten wypadek z innego nawet powiatu przyczepiono mnie? Prokurator Mirosław Puzanowski dobrze natomiast wie, że takie bestialstwo nad człowiekiem wywołuje u każdego odrażający efekt i nie ważne gdzie to było i kto to robił, ale odniesie swój skutek.
Dnia 29 września 2011 r. złożyłem w skargę do Prokuratora Generalnego w Warszawie Pana Andrzeja Seremety w sprawie nagromadzenia w mojej sprawie materiałów nie dotyczących mnie. Odpowiedzi udzielił pismem Nr Skw 6/11 z dnia 28 października 2012 r. bezpośredni przełożony prokuratora M. Puzanowskiego, Grzegorz Malisiewicz, Naczelnik Oddziałowej Komisji ŚZpNP w Rzeszowie, który wyjaśnił, że:
„W literaturze prawa karnego procesowego często występuje podział dowodów na pierwotne i pochodne. Podział ten przeprowadza się w zależności od liczby ogniw, jakie występują między organem a poznawaną rzeczywistością, w związku z którą toczy się proces karny. Jeżeli występuje tylko jedno ogniwo, to mówi się o dowodzie pierwotnym, np. świadek , który był obserwatorem określonego zachowania, w związku z którym toczy się proces  karny. Z dowodem pochodnym mamy do czynienia, kiedy tych ogniw jest więcej, np. świadek, który słyszał o oznaczonym zachowaniu od innej osoby lub protokół z przeprowadzonej czynności dowodowej. Inaczej można powiedzieć, że z dowodem pierwotnym mamy do czynienia, kiedy chodzi o źródła dowodowe, w których zawarto „ślady” pochodzące wprost z określonego zachowania, np. świadek będący obserwatorem tego zachowania. Jeżeli taki świadek posiadaną informację przekaże innej osobie lub jego relacja zostanie utrwalona w postaci protokołu, to można mówić o dowodzie pochodnym (wtórnym).
Świadkowie, z którymi konfrontacji Pan się domagał złożyli zeznania stanowiące dowody pochodne. Konfrontacja tych świadków z Panem i okazanie im Pana nie byłyby zatem celowe pomimo, że osoby te dysponowały informacjami istotnymi dla prowadzonego śledztwa.”
     Panie Naczelniku Malisieicz. Te „dowody pochodne” jeżeli są potrzebne w IPN do czegoś, to niech Pan sobie je trzyma. W mojej sprawie są niepotrzebne, bo opisane tam są czyny karygodne, których ja nie popełniłem . Właśnie przez takich  „świadków pochodnych”  sprawa moja urosła do 46 tomów.
     „Pochodnymi świadkami” w mojej sprawie mogą być dzisiaj  wszyscy dorośli mieszkańcy Jarosławia, którzy byli świadkami wmurowania dnia 17 września 2010 r. z wielką pompą, tablicy na byłym budynku PUBP w Jarosławiu w asyście orkiestry, kompanii honorowej, pocztów sztandarowych i jej poświęcenia. Nikt nie zastanawiał się nad  tym, że treść na niej zawarta mija się z prawdą, a jeszcze bardziej fałszywe były komentarze, zamieszczone  w prasie i oficjalnej stronie Urzędu Miasta  w Jarosławiu. Skierowałem w tej sprawie list do Burmistrza Miasta Jarosławia i zamieściłem na ten temat  odpowiednią  informację na facebooku.
W czasie przesłuchań świadków nie pytano ich  o niedozwolone praktyki lub przestępstwa, a o „popełnione zbrodnie”, uprzedzano też, że jeżeli są poszkodowani ,to przysługuje im odszkodowanie. Po takim ustawieniu przez prokuratora  prawnika,  przesłuchiwanego,  łatwo może dojść do mówienia zmyślonych wydarzeń w nadziei na uzyskanie odszkodowania. Przesłuchiwanym podawano wprost moje nazwisko  i innych pracowników. Po przesłuchaniu w ten sposób 600 świadków i tak hucznej uroczystości, z udziałem mieszkańców  przy odsłanianiu tablicy, mit o „zbrodniach” pozostanie w umysłach ludzkich i w przekazach „pochodnym świadkom”  na długie lata.
W województwie rzeszowskim jestem osobą znaną. W 1957 r. gdy odszedłem ze służby na własną prośbę, pełniłem  funkcje społeczne w różnych organizacjach, bez zmieniania swojego nazwiska. Od ponad 60 lat nie wpłynęła  nigdzie na mnie  ani jedna skarga lub zażalenie, mimo różnych zakrętów politycznych w tym czasie:  rok 1956 czy 1989. Tu nie chodzi jednak o prawdę czy winę. To jest po prostu złośliwa zemsta. Okrutna tym bardziej dlatego, że uczestnicy wydarzeń i świadkowie bezpośredni  już nie żyją, a wszystkimi materiałami źródłowymi w tych sprawach, dysponentem jest IPN.
Mnie Kresowianinowi,  który doznał wiele krzywd od OUN – UPA przykro o tym pisać, ale to jest smutna  i gorzka prawda. W IPN jest grupa pro banderowska, która świadomie działa przeciwko Polsce i takim niewygodnym  jak ja. Ta grupa, po prostu zrehabilitowała wszystkich bandytów z UPA, skazanych przez Wojskowe Sądy Rejonowe i zaliczyła ich do „Osób represjonowanych przez PRL ze względów politycznych”. Na sporządzonych kwestionariuszach rehabilitacyjnych podane są nazwiska funkcjonariuszy UB, Prokuratorów, Sędziów i Ławników, których zaliczono do grona prześladowców, czyli represjonujących UPA. Przeciwko tym osobom, dziś 80 i 90 latkom, IPN prowadzi sprawy i sporządza akty oskarżenia. Oskarżone w ten sposób osoby, nie mają żadnych szans na jakąkolwiek obronę, gdyż nie dysponują materiałami, a świadkowie i rzekomi poszkodowani nie  żyją.
Szanowni Państwo.
Zostałem oskarżony o 197 zbrodni komunistycznych powiązanych z ludobójstwem, chociaż nie ma w tych zarzutach ani jednego trupa.  Proszę popatrzeć jak ta pro banderowska grupa w IPN, która  mnie oskarża o ludobójstwo, potraktowała swoich przyjaciół z UPA za faktyczne zbrodnie i ludobójstwo? Przytaczam tylko jeden fakt – poza rehabilitacją członków UPA ze zbrodni, o czym pisałem wcześniej.
Instytut Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie prowadziła śledztwo (Sygnatura akt S 59/09/Zi ) w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości, polegającej na tym, że w nocy o godz. 22.00  dnia 04 października 1945 r. z rozkazu Galo Michaiła ps. „Konyk”  –  dowódcy  UPA na Pogórzu Przemyskim, trzy sotnie UPA:  Szczygielskiego Włodzimierza ps. „Burłak”, Jankowskiego Grzegorza ps. „Łastiwka”  i Dudy Michaiła ps. „Hromenko”, otoczyły wsie  Bratkówka, Pawłokoma, Dylągówka i Sietnica, płożone w rejonie Dynowa. Dokonały one w tych wsiach zabójstwa 13 osób, kilkoro zostało śmiertelnie pokaleczonych. Dokonano grabieży mienia, sprzętu domowego, żywności, odzieży, pieniędzy i inwentarza żywego. Splądrowane domy i zabudowania podpalono. Spłonęły całkowicie domy mieszkalne i zabudowania gospodarcze w 145 gospodarstwach.
Na stronie internetowej IPN nie podano nazwisk dowódców sotni UPA, którzy dokonali tych zbrodni, a jedynie imiona i pseudonimy. Cytuję końcowy wynik śledztwa, ogłoszony przez IPN – KŚZpNP w Rzeszowie w tej sprawie:
„Śledztwo  w tej sprawie umorzono 22 lipca 2009 r. ( data chyba nie jest przypadkowa –ŁK ),wobec braku cech zbrodni przeciwko ludzkości i przedawnienia karalności.  Oceniając zebrany w toku postępowania materiał dowodowy stwierdzono, że zbrodnie popełnione przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej w Bratkówce nie noszą cech zbrodni przeciwko ludzkości w rozumieniu art. 3 ustawy o IPN” – powołującym się na art. II konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, przyjętej przez ONZ 09 grudnia 1948 r. 
I tu Szanowni Państwo, widać najwyraźniej  komu IPN służy, kogo ściga i kogo rehabilituje ze zbrodni i ludobójstwa. Z tegoż samego art.3 ustawy o IPN jestem oskarżony o „zbrodnie powiązane z ludobójstwem”, a z tegoż samego artykułu ustawy o IPN, śledztwo w sprawie faktycznych sprawców  ludobójstwa dokonanego przez UPA w Bratkówce i innych trzech wsiach, zostało umorzone, bo tam Rzeszowski IPN nie dopatrzył się go i przypomniał sobie, że karanie takiego  „pospolitego” chuligaństwa  przedawniło się już i nie trzeba było robić 46 tomów, bo wszystko zmieściło się w jednym tomie.
Niżej  podaję państwu linki do obejrzenia kogo IPN broni . Nie mam danych ,kim są ci, którzy wypełniali te kwestionariusze rehabilitacyjne na bandytów z UPA i czy są to Polacy?
                                                                      Łukasz Kuźmicz    

środa, 30 listopada 2011

Dlaczego IPN w Rzeszowie zniszczył Stanisława Sikorę, szefa Najwyższej Izby Kontroli ?

Na podstawie fałszywego oskarżenia IPN w Rzeszowie zniszczył Stanisława Sikorę, szefa delegatury Najwyższej Izby Kontroli. Sąd Apelacyjny w Rzeszowie prawomocnym wyrokiem uniewinnił Sikorę od zarzucanych mu czynów. Powodem rzekomej współpracy Sikory z SB miał być między innymi fakt, donoszenia na Jacka Kuronia. Tylko ta informacja dyskwalifikowała akt oskarżenia. Warto jednak zapytać, czy faktycznym powodem niszczenia Sikory nie było "nadmierne" zainteresowanie NIK przemytem na granicy w Medyce i nieprawidłowościami w Urzędzie Celnym w Przemyślu ? Czyżby Sikora zagrażał znanym nawet w Sejmie RP "importerom" i "eksporterom" powiązanym z Ukrainą ?

http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101110/RZESZOW/485528142

piątek, 18 listopada 2011

Odpowiedz Prokuratora IPN Mirosława Puzanowskiego na wnioski dowodowe o przeprowadzenie konfrontacji ze świadkami !!!

Odpowiedz Prokuratora IPN Mirosława Puzanowskiego na wnioski dowodowe o przeprowadzenie konfrontacji ze świadkami !!!




Prokurator IPN Mirosław Puzanowski odrzucając prawie wszystkie moje wnioski dowodowe o przeprowadzenie konfrontacji z rzekomymi świadkami, których zeznania mają mnie obciążać wykazał, że świadkowie oskarżenia nie znają mnie, nie składają zeznań sprzecznych z moimi, nigdy mnie nie znali i nie widzieli, ale w zarzutach prokuratora IPN Mirosława Puzanowskiego istnieje odmienna wykładnia. Tam Prokurator oświadcza, że świadkowie ci obciążają mnie i ich zeznania są wystarczającym dowodem na popełnienie przeze mnie zbrodni ludobójstwa. Cóż to za świadkowie. Takich można zebrać miliony, którzy nie znają kogoś, nic o nim nie wiedzą, nie mają bezpośredniej wiedzy i nie mają przeciwko niemu jakichkolwiek zarzutów. Logicznym zatem jest, że Prokurator IPN Mirosław Puzanowski, nie chce z nimi konfrontacji. Najwidoczniej według zasady, "Sąd Sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie". Wierzyć przynajmniej należy, że nazwiska w/w nie były spisywane z nagrobków na cmentarzu lub ksiązki telefonicznej. Inaczej tego nie da się zrozumieć.

Kolejny wniosek dowodowy o przeprowadzenie konfrontacji złożony do sprawy prowadzonej przez IPN w Rzeszowie i Prokuratora IPN.

Kolejny wniosek dowodowy o przeprowadzenie konfrontacji złożony do sprawy prowadzonej przez IPN w Rzeszowie i Prokuratora IPN.

czwartek, 17 listopada 2011

Kolejny ważny filozof prof dr hab. Piotr Jaroszyński, z KUL oznajmia, że Polska jest krajem totalitarnym.

Nawiązując do poprzednich informacji na moim blogu, a związanych z oskarżeniem mnie jako funkcjonariusza państwa komunistycznego, zamieszczam kolejną wypowiedź bardzo ważnej osoby w państwie, prof dr hab. Piotra Jaroszyńskiego, z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oświadczającego, że w Polsce mamy do czynienia z dyktatutrą totalitarnego państwa. To kolejna osoba tak stwierdzająca, po ojcu Tadeuszu Rydzyku i Jarosławie Kaczyńskim oraz po wypowiedziach wielu środowisk narodowych. Obecna demokracja w Polsce, zdaniem profesora to fasada, a urzędy służą dyktaturze i jak stwierdza "istniejące instytucje w państwie są niewiarygodne" !. Jak widać drodzy Czytelnicy, funkcjonariusze służb specjalnych i urzędnicy państwowi wszystkich szczebli, już dzisiaj jesteście oskarżani o to, że reprezentujecie i służycie dyktaturze i pracujecie dla totalitarnego państwa. Ja usłyszałem, że działałem na rzecz państwa komunistycznego po 60 latach. Wy możecie już dzisiaj słuchać, że pracujecie dla totalitarnego państwa, które pozbawiło naród polski demokracji i stanowi dyktaturę. Pomyślcie, co będzie za 20, 40 lub 60 lat. Czy nie zostaniecie czasem oskarżeni jak ja, za swoją służbę. W mojej pracy nie miałem do czynienia ze zwalczaniem polskiego podziemia i  walką z obywatelami polskimi. Zajmowałem się zwalczaniem szpiegostwa i zwalczaniem  przerzucanych do Polski grup dywersyjnych. Mimo to, zostałem oskarżony o fikcyjne ludobójstwo. W świetle wypowiedzi prof dr hab. Piotra Jaroszyńskiego, z KUL. oskarżenie obecnych urzędników stawia moją osobe jako 22-letniego urzędnika i tak w dobrym świetle, bo Państwo jesteście oskarżani już teraz o świadome działanie na rzecz kondominium niemiecko - rosyjskiego, w ramach totalitarnej dyktatury. Niżej załączam wypowiedż prof dr hab. Piotr Jaroszyńskiego udzieloną oficjalnym mediom  polskim.

http://youtu.be/01KbeJO3JUQ

Działaniami Wojewody Rzeszowskiego w 1944r. dr Wiktora Jedlińskiego, nie można obarczać mojej osoby.

W Oficjalnym Serwisie Urzędu Miasta Jarosławia w pozycji Aktualności/ wydarzenia  >> Archiwum <<  2010 Wrzesień, zamieszczona została informacja z uroczystości odsłonięcia tablicy na budynku przy ul . Sienkiewicza 4. Obok tablicy wstęp ze słowami:

„ Ponad 50 lat temu – wówczas pod adresem Sienkiewicza 8 – m.in. żołnierze Armii Krajowej byli poddawani przez funkcjonariuszy UB okrutnym przesłuchaniom,  osadzani w więzieniach, zsyłani do sowieckich łagrów. W tym roku mija 19 lat od odsłonięcia pierwszej tablicy upamiętniającej wszystkich, którzy tam cierpieli i zginęli. Ze względu na jej nieczytelność, 18 września b.r. (2010 – ŁK) uroczyście odsłonięto  nową z tekstem następującej treści:

W TYM BUDYNKU W LATACH 1944 – 1956 MIEŚCIŁ SIĘ POWIATOWY URZĄD BEZPIECZEŃSTWA PUBLICZNEGO  GDZIE BYLI WIĘZIENI , TORTUROWANI I STĄD PRZEKAZYWANI DO NKWD W CELU DEPORTACJI DO ŁAGRÓW W ZSRR ORAZ DO WIEZIEŃ NA TERENIE KRAJU ŻOŁNIERZE: AK, BCH, NOW, WIN.
ŚZŻ AK, KPN, NSZZ „SOLIDARNOŚĆ” RI. WŁADZE MIASTA 17.09.1991 R.
DZIAŁACZOM OPOZYCJI ANTYKOMUNISTYCZNEJ I OBROŃCOM KOŚCIOŁA. BURMITRZ I RADA MIASTA JAROSŁAWIA 17.09.2010 R ”.

      W dalszej części na ten temat, zalecany jest do przeczytania  artykuł:
 „ Piwnice tego budynku wypełnione były najlepszymi synami Ojczyzny ”.

      Jeżeli publikuje się takie informacje oficjalnie na stronie Urzędu Państwowego, to powinny one odzwierciedlać stan faktyczny, a nie sensację napisaną w 1991 roku i powtórzoną – bez sprawdzania - dziesięć lat później.

      Opisując wydarzenia z lat 1944 – 1945, dla prawidłowej ich oceny,  trzeba wziąć pod uwagę sytuację jaka była wówczas i stan prawny jaki obowiązywał, który można dziś kwestionować, ale nie można go pomijać.

      W związku z działaniami Armii Radzieckiej i 1 Armii Wojska Polskiego przeciwko frontowym wojskom Wehrmachtu, 26 lipca 1944 r. PKWN podpisał w Moskwie porozumienie z ZSRR, oddające władzom wojskowym jurysdykcje        „ w strefie działań wojennych” .

      Czy to się komuś podoba czy nie, ale takie są prawa wojenne na terytorium objętych działaniami wojennymi.  Można mieć zastrzeżenia do takiego  porozumienia lub kwestionować je czy krytykować, ale przecież Rząd III RP w Konstytucji  z  02 kwietnia 1997 r., przyjętej  przez Zgromadzenie Narodowe,     w Rozdziale III,  Źródła prawa, Art. 90 -  też przyjął zapis, że:

„ Rzeczpospolita Polska może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej ( paktowi NATO – ŁK) lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach ”.

      Stan wojenny – wprowadzony przez Prezydenta  Ignacego Mościckiego         01 września 1939 roku na terenie Polski - zniesiony został przez Prezydium KRN dopiero 16 listopada 1945 roku i do tego czasu wojska rosyjskie upoważnione były do działań w myśl prawa wojennego ,obowiązującego wówczas. A prawa wojenne  są takie, że na tyłach frontu nie mogą działać żadne inne siły czy grupy zbrojne bez wiedzy dowództwa kierującego walkami frontowymi.

      Polski rząd emigracyjny nie uznał, ani PKWN ani Tymczasowego Rządu Jedności  Narodowej, ale uznał go Stanisław Mikołajczyk  i wszedł wraz ze swoimi emigracyjnymi działaczami w jego skład. 05 lipca 1945 r. TRJN uznały Stany Zjednoczone, Francja, Wielka Brytania, Chiny, Włochy, Kanada i inne państwa. 16 października 1945 r. TRJN podpisał Kartę Organizacji Narodów Zjednoczonych  i Polska  z dniem 24 października stała się jej członkiem.

      Nasuwa się więc pytanie: Kto  - w świetle tych ustaleń i aktów międzynarodowych -  miał prawo wydawać w Polsce dekrety  czy rozporządzenia?  Rząd emigracyjny na uchodźstwie czy Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej?  – tym bardziej, że przecież  w tym samym czasie Stany Zjednoczone i Wielka Brytania cofnęły akredytację  / uznanie / dla   emigracyjnego rządu w Londynie. Dziś można to podważać lub krytykować, ale nie można pomijać faktu, że tak było. A ten fakt powodował między innymi skutki  jakie nastąpiły później.

      Po tym wstępie wyjaśniającym, powrócę do strony Urzędu Miasta Jarosławia opisującej aresztowania członków AK w 1944 roku przez pracowników PUBP w Jarosławiu.

      Otóż używane terminy i nazwy na stronie Miasta, opisane przez Andrzeja Zgryźniaka, na podstawie Magazynu „Nowiny” z 11- 13 .10. 1991 r.,s.1,3 i „Super Nowości”, trzeba uznać jako wybitnie zgryźliwe.  Nie mogą też być brane pod uwagę i traktowane jako prawdziwe źródło informacji historycznej,  gdyż na łamach tych gazet - w tym czasie – podawane były często różne sensacje, by zwiększyć nakład, a nie opisywać wydarzenia zgodnie ze stanem faktycznym.

       Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Jarosławiu, jako instytucji państwowej, do 12 września 1945 roku nie było na terenie Jarosławia i przypisywane mu działania do tego czasu mijają się z prawdą.

      Dr Wiktor Jedliński, adwokat z Jarosławia i działacz Stronnictwa Ludowego, które poparło PKWN i jego działacze - na czele z Wincentym Witosem – wchodzili w skład Krajowej Rady Narodowej. Dr W. Jedliński będąc w 1944 roku pełnomocnikiem  PKWN i Przewodniczącym Wojewódzkiej Rady Narodowej  w Rzeszowie,  mianował 20 sierpnia 1944 roku Romana Stelczyka z Jarosławia, Kierownikiem Referatu Bezpieczeństwa Publicznego przy Radzie Powiatowej w Jarosławiu. (Załącznik Nr 1).



       Powiatowy Komitet PPR w Jarosławiu przekazał do jego dyspozycji około 40 osób młodzieży lewicowych działaczy  (ZMW RP „Wici” i PPR) z okolicznych wsi.  To oni zobowiązani zostali do realizacji spraw i zadań, które opisał na stronie 40 dr hab. Zbigniew  Nawrocki   w swojej książce: „ZAMIAST WOLNOŚCI”  UB na Rzeszowszczyźnie  1944 – 1949.

      Romanowi  Stelczykowi, który nigdy nie był funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, pomagali też: Roman Mielnicki i Ludwik Turek,  którzy również nie byli pracownikami UB, a zastępowali Romana Stelczyka z ramienia Komitetu Powiatowego PPR - o czym świadczy fakt, że po objęciu funkcji  Szefa PUBP w Jarosławiu 12 września 1945 r. przez faktycznego funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa  ppor. Jana Łężnego – Ludwik Turek sprawował funkcję Sekretarza Komitetu  Powiatowego PPR w Jarosławiu.
Wymieniony w książce pana Zbigniewa Nawrockiego Bolesław  Krzywiński, nigdy nie był szefem PUBP w Jarosławiu. Natomiast będący czasowo w Jarosławiu Tadeusz Ochocki, za popełnione czyny - nie zgodne z prawem - został wyrzucony z organów bezpieczeństwa i osądzony.

      W dokumentach archiwalnych istnieje zapis, że na podstawie Rozkazu Personalnego Nr 1 z dnia 11.09.1944 r. ( z mocą od 01.09.1944r.) mjr Mieczysław  Broniatowski mianował por.  Władysława Łężnego p. o. Szefem PUBP w Przeworsku  z dniem  02.08.1944 r. i z zadaniem organizowania PUBP  w Jarosławiu, ale go nie organizował, bo 24 .08.1944 r. odszedł do dyspozycji MON. Ppor. Jan Łężny – tym samym rozkazem - mianowany został na Szefa PUBP w Łańcucie. Organizacją Referatu Bezpieczeństwa Publicznego w Jarosławiu, przy Powiatowej Radzie Narodowej zajmował się od początku mianowany przez wojewodę dr W. Jedlińskiego – Roman Strzelczyk.

      Tych działań Referatu Bezpieczeństwa Publicznego przy Powiatowej Radzie Narodowej w Jarosławiu -  mimo, że na siedzibę tego Referatu Bezpieczeństwa wyznaczono budynek, w którym później funkcjonował faktyczny UBP – w żadnej mierze nie można zaliczać na konto PUBP w Jarosławiu.

      Przedstawiona sytuacja powstała z tych przyczyn, że zarówno mjr Broniatowski jak i wojewoda dr W. Jedliński, organizując Służby Bezpieczeństwa Publicznego na swoim terenie, nie mieli pojęcia jak ta służba będzie funkcjonować i komu podlegać. Dowodem na to są pieczątki nagłówkowe – do pism i okrągłe z godłem państwowym w środku. Na stronie zewnętrznej był napis: Wojewódzka Rada Narodowa  w Rzeszowie, a wewnątrz drugi napis: Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie. Podobnie było w Jarosławiu. Na okrągłej pieczątce z godłem był napis: Powiatowa Rada Narodowa w Jarosławiu, a wewnątrz drugi napis: Powiatowy Urząd bezpieczeństwa Publicznego w Jarosławiu.

      Wszystkie więc działania, jakie były w Jarosławiu do 12 września 1945 r., to jest do czasu mianowania przez ministra BP ppor. Jana Łężnego na Szefa PUBP w Jarosławiu, były działaniami Powiatowej Rady Narodowej w Jarosławiu i Komitetu Powiatowego PPR w Jarosławiu, a nie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa  Publicznego w Jarosławiu.

      Sprawa następna. Do końca lipca 1947 r. zarówno WUBP w Rzeszowie jak      i PUBP na terenie województwa rzeszowskiego, nie zwalczały żadnego podziemia, bo nie miały o nim żadnego pojęcia. W Jarosławiu, to podziemie   („W i N”)  znajdowało się wewnątrz Urzędu  (Jan Wawro – oficer śledczy) i w Komendzie Powiatowej MO  (chor. Józef Pilecki – Komendant Powiatowy,
Michał Czarnecki – Kierownik Komisariatu MO w Jarosławiu, Zygmunt Krzyżanowski - Szef Służby Śledczej Komendy Powiatowej MO w Jarosławiu        i Józef Plęs – Powiatowy Komendant ORMO ), z którymi od maja 1946 r. pracowałem na co dzień i nie wiedziałem, że należą do organizacji „W i N”.
Nikt w tym czasie z polskiego podziemia niepodległościowego nie był represjonowany przez PUBP w Jarosławiu.
       Działających w Jarosławiu, jednej czy kilku grup (obecnie zaliczanych być może do podziemia niepodległościowego ), nikt nie zaliczał do podziemia, bowiem  charakter  ich działalności świadczył o tym.

- W kwietniu 1946 r. grupa ta dokonała napadu na kierownika młyna w
   Jarosławiu pana Lisowskiego, któremu zrabowała 60.000 złotych.

- W maju 1945 r. napadła w Jarosławiu na właściciela masarni pana Osieczko,
    któremu zrabowano 54.000 złotych.

-  18 maja 1946 r. grupa ta rozbroiła i zabiła trzech żołnierz Armii Radzieckiej,
    z batalionu łączności w Radymnie, którym zabrano samochód i około 25
    beczek benzyny.

      Dr Zbigniew Nawrocki w swojej książce „ZAMIAST WOLNOŚCI” UB na Rzeszowszczyźnie, na str. 55 i 56 opisał dokładnie strukturę WUBP w Rzeszowie od lutego 1945 r. Nie ma w niej komórki zwalczającej podziemie (oficjalnie zostało ono przecież rozwiązane i tak to traktowano), a był  wydział do walki z bandytyzmem. Na str. 143 tej książki Autor pisze:

„ Nazwa „W i N” po raz pierwszy pojawiła się w meldunkach rzeszowskiego aparatu bezpieczeństwa w lutym 1946 roku. Wydaję się, że istnienie tej organizacji nie zostało zauważone wcześniej przez kierownictwo Urzędów Bezpieczeństwa  Publicznego w województwie i to nawet pomimo zamachu dokonanego w dniu 24.XI.1945 r. przez bojówkę „Straży” rzeszowskiego wydziału pod dowództwem  Kazimierza Dziekońskiego  ps.”Bruno”  na przebywającym w szpitalu kierowniku Sekcji II Wydziału I WUBP ppor. Ludwiku Bojanowskim, określanym przez podziemie jako „sadysta, specjalista od dochodzeń”. (To był  st. szer. z  1 Armii WP, który nie umiał się posługiwać pistoletem i postrzelił się w nogę przy czyszczeniu broni – ŁK).
„ Intensywnie prowadzone dochodzenie w tej sprawie nie dało żadnych rezultatów i zarówno sprawcy, jak i ich rozkazodawcy pozostali przez długi czas nieznani dla UB.

       Inwigilacji – pisze pan  Z. Nawrocki – rozpracowaniu agenturalnemu i operacjom pacyfikacyjnym podlegały dotąd jedynie grupy po akowskie,  „dzikie” i endeckie, kontynuujące przeważnie swą walkę w oparciu  o struktury i składy osobowe  z okresu okupacji niemieckiej, częściowo rozpoznane już i zidentyfikowane przez UB. Głęboko zakonspirowany Rzeszowski  Wydział  „W i N” , pozostawał w dalszym ciągu nienaruszalny”.
(Rzeszowski  Okręg  „W i N” wykryty został dopiero 21 lipca 1947 roku – ŁK).

I dalej, pisze pan dr Z. Nawrocki na str. 144-145:

„ Na krótko przed referendum rozpoczął się okres kolejnej akcji propagandowej rzeszowskiego Wydziału „W i N” – Akcja „O” (opluskwianie). Została ona starannie ( w oparciu o wytyczne z Obszaru Południowego )  przygotowana, zaakceptowana przez prezesa w Zarządzie Głównym „W i N”, Franciszka Niepokulczyckiego,  oraz przeprowadzona na terenie całego województwa.  Celem akcji (…) było wywarcie presji psychicznej na najbardziej aktywnych funkcjonariuszy UB, MO    i członków PPR oraz zastraszenie drogą oskarżeń, pogróżek i fikcyjnych wyroków śmierci. Równolegle, za pomocą rozpowszechnianych w miejscach publicznych ulotek, trwała kampania ośmieszająca peperowców i aparat UB oraz informująca społeczeństwo Rzeszowszczyzny o nadużyciach i zbrodniach”. (Załącznik Nr 2).



      Te wyroki śmierci – jak pisze się teraz – nie były fikcyjne. W PUBP w Jarosławiu  w latach 1944 – 1947 zamordowano aż 18 funkcjonariuszy. Nie byli to agenci z Moskwy, ani komuniści czy działacze,  a po prostu  wiejska młodzież, która należała do ZMW RP „Wici”, Stronnictwa Ludowego,  BCh  i PPR – synowie okolicznej biedoty wiejskiej, której nowy ustrój dawał szansę awansu społecznego do  oświaty i lepszego życia. Za to byli zabijani, tam gdzie łatwo można było ich zabić: w szpitalu, w domu  a nawet w zakładzie fryzjerskim.

      Propaganda „ opluskwiania „, rozpoczęta przez „ W i N” w 1946 roku, trwa natomiast do dziś, bo publicznie rozpowszechnia  się w różnych publikacjach nienawiść do każdego kto był funkcjonariuszem UB. W szkołach podstawowych i gimnazjach, naucza się  młodzież pogardy i nienawiści do funkcjonariuszy UB, SB i MO , według zmyślonych scenariuszy, opracowanych w siedzibach IPN. ( Załącznik Nr 3).




       Publikuje się nazwiskami wykazy zbrodni dokonanych przez WUBP w Rzeszowie i PUBP w terenie , których te jednostki  nigdy nie popełniły  i na podstawie fałszywych materiałów sporządza się na żyjących jeszcze 86 letnich funkcjonariuszy UB, jak Władysław P. z PUBP Jarosław, akty oskarżenia i doprowadza się do wyroków skazujących.

      Autor artykułu na stronie Urzędu Miasta Jarosławia – A. Zgryźniak poleca do przeczytania internautom książkę dr Z. Nawrockiego „ZAMIAST WOLNOŚCI” UB na Rzeszowszczyźnie – 1944 – 1949  w odniesieniu do PUBP Jarosław, że liczył on  4o funkcjonariuszy, najwięcej od innych powiatów. Proponuje też sięgnąć do archiwalnego „Głosu Jarosława” Nr 14 (8 – 21.XI.1993), pt.  „Trofiejne  buty”.  Poświęcony on jest żołnierzowi AK,  który został napadnięty przez UB  w październiku 1944 r. w Jarosławiu i zginęło wówczas 5 członków.

      Otóż jeszcze raz podkreślam, że ta informacja w odniesieniu do działań
 PUBP w Jarosławiu, jest nie prawdziwa, bo Urząd taki nie istniał wówczas
w Jarosławiu. Był to Referat Bezpieczeństwa  Publicznego przy Powiatowej
 Radzie Narodowej w Jarosławiu – mimo, że siedziba jego była tam, gdzie
 później funkcjonował faktyczny Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa
 Publicznego. Jest to zasadnicza różnica w ocenie: co robił ten Referat
 Bezpieczeństwa Publicznego, podległy Powiatowej Radzie Narodowej w
 Jarosławiu,  a PUBP w Jarosławiu, podległy WUBP w Rzeszowie.
 Współdziałanie tego  Referatu  z  wojskami NKWD, aresztowania członków
 AK i wywózka ich do ZSRR, nie mogą w żadnym wypadku być przypisywane
 na konto działań PUBP w Jarosławiu.

      Dalej na tejże stronie internetowej Miasta Jarosławia istnieje –
 pogrubionymi literami – zapis:

„Terror komunistyczny do sięgnął  również członków legalnie działającego PSL
 Stanisława Mikołajczyka (1945 – 1947), z powiatu jarosławskiego
zamordowani  przez władze bezpieczeństwa zostali: Drabik Karol ( + 4.V.1946),
 Gąsior (+ 20.V.1945), Kisiel Jan ( + II 1946), Turek Stanisław (+ II 1946), Wilk
 Edmund ( + 6.V.1946), Winiarz Andrzej ( + V.1946), Wojnar Stanisław
 ( +V.1946). Źródło: R. Turkowski, Polskie Stronnictwo Ludowe w obronie
 demokracji 1945 – 1949, Warszawa 1996, ss.333 – 338; Słownik biograficzny
 ofiar terroru PRL, zestawił F. Wilk. „Zeszyty Historyczne”, s.6, Paryż 1964 ss.   
 8 – 15”.

       I tak to właśnie  „opluskwia” się  funkcjonariuszy UB po dziś dzień. Siedząc
w  Paryżu – dla odprężenia  się od  burdelowych rozkoszy -  sięga się po
 pióro i fabrykuje się zmyślone morderstwa dokonane przez Wojewódzki
 Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie na członkach  PSL.

      Nazwiska tych „zamordowanych” członków PSL, przypisanych Urzędowi
Bezpieczeństwa Publicznego w Jarosławiu, jako  sprawcy tych morderstw, autor
 artykułu zamieszczonego na stronie internetowej Miasta Jarosławia,
 zaczerpnął - jak można zauważyć -  z tabeli zamieszczonej w książce pana dr Z.
 Nawrockiego, strona  228. Zanim te nazwiska zamieścił – piszący na stronie
 internetowej Miasta Jarosławia - powinien nauczyć się lepiej i uważniej czytać,
 co faktycznie zostało napisane w książce, na która się powołuje.

       Pan dr Z. Nawrocki w sprawie tych zbrodni na str. 212 napisał w
 Odnośniku 117 wyraźnie, że:  „ W zasobie archiwalnym A DUOP  (Archiwum
 Delegatury Urzędu Ochrony Państwa) w Rzeszowie, autor nie odnalazł
materiałów dokumentujących i potwierdzających owe morderstwa”.
( Pan dr Z. Nawrocki był w tym czasie Szefem A UOP w Rzeszowie,  miał
nieograniczony  dostęp do materiałów UB  z tego okresu i napisał zgodnie z
 prawdą, że  „nie znalazł materiałów dokumentujących i potwierdzających
 owe morderstwa”,by dokonali ich funkcjonariusze Urzędów Bezpieczeństwa
 – ŁK).

      Oczywiście, siedząc w Paryżu, pan F. Wilk może beztrosko i bez żadnej
 odpowiedzialności pisać różne bzdury, które przez przypadkowych historyków
w Polsce przyjmowane są bezmyślnie za prawdę. Na zdrowy rozum, żaden
 organ państwowy czy prawny, takich bzdur nie napisze. Dla identyfikacji każdej
 osoby w Polsce (umarłej i żywej) obowiązuje zasada: musi być podane imię i
 nazwisko, imię ojca, data, miesiąc, rok i miejsce urodzenia, adres zamieszkania,
 data , miesiąc, rok i miejsce śmierci oraz wskazane okoliczności i przyczyny.
Jeżeli  tych danych nie ma, to przypisywanie komuś – w tym wypadku Urzędowi
Bezpieczeństwa - tych morderstw, jest zwykłym oszczerstwem i kłamstwem.
      
      Odnośnie  zabitego  dnia 20.V.1945 Gąsiora z Jarosławia, nie podano nawet
Imienia i nie wiadomo czy został zabity, bo w Jarosławiu mieszka obecnie
dziesiątki  rodzin o takim nazwisku.

      W sprawie morderstw dokonanych na członkach PSL, przypisywanych
Powiatowemu  Urzędowi  Bezpieczeństwa  Publicznego w Jarosławiu, podaję
 ich dane personalne z równoczesnym  wskazaniem, kto ich zamordował:

-  Drabik Piotr (Karol) s. Jakuba, ur. 18.0.1910 r. Cieszacin Mały, powiat
   Jarosław.  Do 1939r. członek ZMW RP „Wici” i SL, w czasie okupacji członek
   BCh, po  wyzwoleniu członek SL, rolnik, zabity został 29.03.1945 r. w
   Cieszacinie Małym przez bojówkę określaną jako NSZ,

-  Kisiel Tadeusz – Jan, s. Walentego, ur. 20.04.1923 r. Bystrowice, powiat
   Jarosław. W czasie okupacji członek BCh, po wyzwoleniu SL, funkcjonariusz
   PUBP w  Jarosławiu. Zabity został 04.XI.1945 r. w m. Maleniska, powiat
   Jarosław przez Edwarda Makarę ps. „Czarny”, członka bojówki PAS – NOW.
   (Załącznik Nr 4),



-  Turek Stanisław, s. Michała, ur. 19.01.1923 r., członek SL. Był
    funkcjonariuszem PUBP w Jarosławiu. Zabity został 03.12.1945 r. przez
    bojówkę bandycką działającą w Jarosławiu,

-  Wojnar Stanisław, s. Jana, ur. 02.05.1905 r. Białobrzegi, powiat Łańcut.
   Do 1939 r. członek ZMW RP „Wici”, w czasie okupacji członek BCh, po
   wyzwoleniu członek SL, krawiec. Zabity został 12.05.1945 r. we wsi
   Tywonia, powiat Jarosław przez bojówkę „Radwana” – NOW.

      Tak wygląda sprawa zabójstw członków PSL. Oni nigdy członkami PSL Mikołajczykowskiego nie byli. Należeli do Stronnictwa Ludowego, które wraz z ich przywódcą Wincentym Witosem, jego bratem  Andrzejem i innymi popierali PKWN i za to ich zabijano. Większość zabito  przed  Referendum Ludowym, by zastraszyć  członków SL i dać większą szansę  w referendum Stanisławowi  Mikołajczykowi.

      Siedzący w Paryżu autor tej sfabrykowanej listy, nie mógł wiedzieć , że Kisiel Tadeusz  i Turek Stanisław byli funkcjonariuszami PUBP w Jarosławiu i zamieścił ich jako zbitych przez ten Urząd. Większego absurdu już trudno wymyśleć, ale taki paszkwil jest – bezkarnie i publicznie -  głoszony do dzisiejszego dnia przeciwko  byłym funkcjonariuszom Urzędów Bezpieczeństwa,  społeczeństwu w kraju i za jego granicami.

      Jak się fabrykuje przeciwko pracownikom Urzędów Bezpieczeństwa różne       epitety, świadczyć może artykuł, autorem  którego – na stronie internetowej Miasta Jarosława - jest Jerzy Mielniczuk.  Swoje sensacje zaczerpnął z „Super Nowości”  na temat 87 letniego emeryta UB z Krosna, któremu Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyrok 8 lat więzienia z braku podstaw do skazania. To  autora artykułu Jerzego  Mielniczuka oczywiście nie zadawala i daje do komentarza swój  mściwy tytuł: „ Sąd lituje się nad ubekiem”. (Sąd nie jest instytucją charytatywną panie Mielniczuk i nie zajmuje się litościami,  a prawem obowiązującym w Polsce).

      Tak, to prawda i całe szczęście dla Polski, że w Sądach zasiadają wykształceni prawnicy, którzy szanują prawo, nim  się posługują  i nie zajmują się takimi paszkwilami jak pozbawieni  rozsądku, a zacietrzewieni , przypadkowi amatorzy historii i prawa.

      Ten artykuł o 87 letnim emerycie nie dotyczy przecież Jarosławia. Mógł go sobie zamieścić Pan Burmistrz Krosna, ale tu chodzi autorowi o to, by podbudować skalę nienawiści do funkcjonariuszy  PUBP w Jarosławiu i  zamieścił swoje złośliwe  widzimisie  z przybudowanym tytułem:  „Sąd lituje się nad ubekiem”.

       Podobnie rzecz się ma ze wstępem, opisującym odnowienie starej tablicy. Autor tego opisu nie ma pojęcia o faktach historycznych i pisze zmyślone przez siebie głupoty, nie mające żadnego uzasadnienia z faktami. Pisze on, że:

 „ Ponad 50 lat temu …. żołnierze AK byli poddawani przez funkcjonariuszy UB okrutnym  przesłuchaniom, osadzani w więzieniach i zsyłani do łagrów”.

Sprecyzujmy ten zapis.(Tablice odsłonięto 18 .09.2010 r.)
Ponad 50 lat temu, to lata 1955 – 1960. W tym czasie już UB nie było i nikt nie aresztował  nikogo za przynależność do AK. W 1956 wydana była powszechna amnestia polityczna i wypuszczano z więzień skazanych (Dz. U. z 1956, nr 11, poz.57 z dnia 28.04.1956r.).

Następny zapis:

„… mija 19 lat od odsłonięcia pierwszej tablicy upamiętniającej wszystkich, którzy tam cierpieli i zginęli.”

T o nie jest zapis, tak sobie, tylko to jest oskarżenie o zabójstwo, karane prawem. Jeżeli autor ma takie informacje, ze dokonano tam zabójstwa, to powinny być podane nazwiska, inaczej jest to takie samo oszczerstwo jak z tą sfabrykowaną listą o zabiciu członków PSL przez WUBP w Rzeszowie. Ten zapis jest wierutnym kłamstwem i wymysłem autora zapisu, gdyż w treści napisu na wmurowanej tablicy nie ma mowy, że było dokonane jakieś zabójstwo.    

      Dla takiego „historyka” jak Jerzy  Mielniczuk byłoby lepiej, gdyby zajął się  zbrodniami OUN – UPA na terenie powiatu jarosławskiego i napisał o tym, bo mieszkańcy Jarosławia w „Super Nowościach” nie przeczytają nic na ten temat, a zbrodni na niemowlętach, kobietach w ciąży I starcach, sotni  UPA : „Kruka” , „Tuczy”, „Kalinowicza”,   i  „Szuma” z kurenia  „Żeleźniaka”, których  na terenie powiatu jarosławskiego, od 1944 roku do 1947 było ogrom. Można o tym przeczytać w mojej książce: ZBRODNIE BEZ KARY ,wydanej w 2006 r. przez           AP – W  „Sandra” w Rzeszowie, prezentowanej na stronie: www.kuzmicz.pl


                                                                         Mjr Łukasz Kuźmicz